Tym, którym się nie chce, które uważają, ze inni mają lepiej, albo że z racji wieku już nic ciekawego ich nie czeka – polecamy wywiad z dr Moniką Bogusławską-Bączek, wykładowcą Wyższej Szkoły Technicznej. Ma za sobą lata doświadczeń, pracy naukowej i zajęć z młodymi ludźmi. Jest wulkanem energii, który mimo trudnych sytuacji, potrafi znaleźć dobre rozwiązania, nigdy się nie poddaje i udowadnia, że piękną, zrealizowana kobietą można być w każdym wieku.
dr Monika Bogusławska – Bączek podczas warsztatów na Akademii Mody i Dizajnu
Jesteś aktywną kobietą z tytułem doktorskim. W czym dokładnie jesteś specjalistą?
Jestem doktorem nauk technicznych w zakresie włókiennictwa. A mój pełny tytuł to dr mgr. Specjalizuję się w odzieżownictwie, a dokładnie w konstrukcji i technologii odzieży oraz w materiałoznawstwie odzieżowym. Moje zainteresowania naukowe to komfort termiczny odzieży oraz systemy CAD/CAM w projektowaniu odzieży.
Opowiedz o swoim doświadczeniu zawodowym, jak przebiegała Twoja kariera?
Moją pracę zawodową zaczęłam jeszcze na studiach. Na ostatnim roku studiów zaczęłam pracę na uczelni jako stażystka i dostałam do prowadzenia pierwsze zajęcia ze studentami, a właściwie z moimi młodszymi koleżankami i kolegami. Prowadziłam ćwiczenia z dziewiarstwa. Była to niezła szkoła, ponieważ musiałam nagle się stać nauczycielem dla osób, z którymi się przyjaźniłam. Bardzo trudno było wówczas zachować obiektywizm. (śmiech) Pamiętam, że po pierwszym kolokwium każdą pracę sprawdzałam po kilka razy, aby nikogo nie skrzywdzić i nikomu nie dać forów. Zaraz po obronie mojej pracy magisterskiej otrzymałam ofertę wyjazdu na stypendium do Wielkiej Brytanii. Był to wielki szok, duże wyzwanie i bardzo trudna decyzja. Wyjazd miał być na 10 miesięcy na Uniwersytet w Leeds, a ja byłam już mężatką i mamą czterolatka.
Czytaj także: Monika Mrozowska w roli mamy: Dzieci opanowały mój świat!
Wybór pomiędzy karierą i rodziną postawił Cię w dość trudnej sytuacji…
Tak. Z jednej strony była to niesamowita okazja – w tych czasach wyjazd do Anglii był jak wyjazd do raju. Z drugiej strony miałam rodzinę i zostawienie jej na prawie rok było niemalże nie do pomyślenia, zwłaszcza, że wówczas nie było internetu, a rozmowa telefoniczna do Polski była bardzo droga. Nie wiedziałam także, czy będę miała możliwość przyjechać do Polski w czasie tego roku.
Monika stale poszerza i dzieli się swoją wiedzą. Tutaj na konferencji w Bursie, Turcja.
Jak na taką możliwość zareagowali Twoi bliscy? Byli bardziej za czy przeciw?
Po wielu dyskusjach z mężem i moimi rodzicami zdecydowałam się na wyjazd i nie żałuję. Na uczelni w Leeds bardzo dużo się nauczyłam, mocno podszkoliłam język i poznałam wiele ciekawych osób. Udało mi się przyjechać na Święta Bożego Narodzenia do Polski, a na Wielkanoc przyjechał do mnie mój mąż i zwiedziliśmy niemalże całą Wielką Brytanię. Było wspaniale! 🙂
Co robiłaś po powrocie do kraju?
Kontynuowałam pracę już jako asystent na mojej macierzystej uczelni – wówczas była to Politechnika Łódzka z filią w Bielsku-Białej. Wtedy rozpoczęła się moja przygoda z odzieżownictwem. Najpierw był to jeden przedmiot, potem kolejne, a po obronie mojej pracy doktorskiej rozpoczęłam tworzenie specjalności Odzieżownictwo na Wydziale Inżynierii Włókienniczej i Ochronie Środowiska. W 2002 roku rozpoczęłam dodatkowo pracę na Politechnice Radomskiej na Wydziale Materiałoznawstwa, Technologii i Wzornictwa w Katedrze Materiałoznawstwa Obuwniczego i Odzieżowego oraz w Katedrze Wzornictwa Obuwia i Odzieży. Jeździłam tam co dwa tygodnie, najpierw pociągiem, a potem samochodem. Podróż pociągiem trwała około 5 godzin, więc – żeby nie tracić czasu – rozkładałam w przedziale niemalże całe biuro. W stronę do Radomia sprawdzałam prace dyplomowe studentów z Politechniki Radomskiej, a w drodze powrotnej sprawdzałam prace studentów z Bielska. (śmiech) Nie ukrywam – było wiele osób zaciekawionych i zadziwionych.
dr Monika Bogusławska – Bączek na konferencji poświęconej modzie w Słowenii
Byłaś młodą mamą ciągle w rozjazdach. Jak sobie radziłaś?
Dlatego właśnie po dwóch latach musiałam przerwać te moje przygody z jeżdżeniem z kagankiem oświaty – było to zbyt duże obciążenie dla mnie i mojej rodziny. W tym bowiem czasie miałam już dwóch synów, którzy mnie potrzebowali. Przez kilka lat pracowałam znowu tylko na jednej uczelni, która się wówczas przekształciła w samodzielną placówkę – Akademię Techniczno – Humanistyczną, a specjalność Odzieżownictwo zmieniła swój profil na Wzornictwo i Technologię Odzieży. W tym czasie specjalność ta była bardzo popularna i mieliśmy naprawdę dużo wspaniałych studentów, z którymi udało mi się zorganizować pokazy mody – była to zupełna nowość na mojej uczelni, która była przecież uczelnią techniczną i takie artystyczne wydarzenia dotychczas nie miały miejsca. Był to na prawdę wspaniały czas, pełen nadziei i zapału. A to wszystko dzięki wsparciu prof. Andrzeja Włochowicza, który wiedział, że aby włókiennictwo na naszym wydziale mogło przetrwać, to trzeba największy nacisk kłaść właśnie na odzieżownictwo.
Jak wspominasz swoją pracę na kolejnej uczelni – Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach?
Jest to uczelnia prywatna, która działa na zupełnie innych zasadach, niż inne tego typu uczelnie – tam po prostu się wszystkim CHCE. Studentom chce się studiować, wykładowcom dobrze uczyć, a administracji dobrze pracować. 🙂 Na początku uczyłam tam tylko jednego przedmiotu, ale w 2010 roku dostałam propozycję, aby zostać kierownikiem kierunku Wzornictwo. Wówczas wraz z pomocą pani profesor Sylwii Romeckiej i pani profesor Irminy Aksamitowskiej zreorganizowałyśmy program studiów i jako pierwsza uczelnia w kraju prowadzimy studia z projektowania ubioru, które w swym programie łączą przedmioty artystyczne z technicznymi i technologicznymi.
Wystawa na Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach
Masz bardzo dużo zawodowych osiągnięć. Czy z perspektywy czasu dostrzegasz jakieś punkty zwrotne, które mocno rozwinęły Twoją karierę?
Bardzo dużo w mojej karierze zawodowej zmieniło się, gdy na jednej z konferencji spotkałam Profesora Lubosza Hesa z Uniwersytetu Technicznego z Liberca w Czechach. Profesor zaprosił mnie do wspólnych badań naukowych i pokazał mi, jak można pozyskać środki na wyjazdy na konferencje. Mogę powiedzieć, że otworzył mi świat. Razem z profesorem bywałam na konferencjach i sympozjach, między innymi w Hongkongu, w Bursie (Turcja), w Brukseli, w Wilnie, w Milusie (Francja), Iasi (Rumunia) i w wielu innych. Wspólnie też w 2014 roku otrzymaliśmy II nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Projektów Badawczo – Rozwojowych w zakresie innowacyjnych wyrobów włókienniczo – odzieżowych w Bursie. Oprócz tego zaczęłam wykładać na uczelniach zagranicznych w ramach programu Erasmus. Wszystkie te wyjazdy przyniosły mi nowe przyjaźnie, nowe wrażenia i bardzo dużo satysfakcji.
Czy, podczas podróży, swoją wiedzę zawodową poszerzasz wyłącznie na sympozjach i konferencjach?
Dwa lata temu razem z mężem pojechaliśmy do Mumbaju – mąż do pracy, a ja na wykłady do kilku uczelni. Wyjazd ten powtórzyliśmy także rok temu. Między pracą udało nam się także trochę pozwiedzać Indie. Było to bardzo ekscytujące. Na mnie Indie zrobiły ogromne wrażenie swą feerią kolorów, pięknymi materiałami bardzo dobrej jakości, i cudnie kolorowymi sari, które kobiety noszą wszędzie: w domu, w pracy, na uczelni, w slumsach i w pałacach. Tak właśnie urzekły mnie hinduskie kobiety – zawsze czyste, pięknie ubrane, z mocnym makijażem i to nie ważne czy są w pracy, na zakupach, czy mieszkają w bogatych willach, czy na biednych przedmieściach. Nie wiem jak im się to udaje… 🙂
Indie przyniosły wiele inspiracji, fot.: prywatne archiwum
Zostałaś mamą w czasie studiów. Jak poradziłaś sobie z obowiązkami?
Rzeczywiście mamą zostałam dość wcześnie, bo już na I roku studiów. Miałam jednak to szczęście, że znalazłam wspaniałego męża, który bardzo mnie wspierał razem z cudowną mamą, która też w tym czasie nam pomagała. Co do sytuacji – cóż bywało różnie, przede wszystkim musiałam dość szybko wydorośleć i z rozpieszczonej nastolatki musiałam stać się dorosłą kobietą, żoną, matką, a do tego studentką na Politechnice, gdzie mieliśmy 40 godzin zajęć tygodniowo. W tym czasie musiałam się nauczyć organizacji i maksymalnego wykorzystywania czasu – nigdy nie wiedziałam czy następnego dnia synek będzie zdrowy, czy będzie mógł iść do niani, a ja na uczelnię lub do pracy (dorabiałam sobie w spółdzielni studenckiej, bo czasy były ciężkie i każdy grosz się liczył).
Czytaj także: Aktywne mamy, czyli macierzyństwo on-line
Co podpowiedziałabyś młodym mamom z perspektywy swoich doświadczeń?
Po pierwsze nie dać się zwariować – wszystko można sobie zaplanować i poukładać, a nawet jak się nie uda zrobić wszystkiego na „tip -top”, to nic nie szkodzi. 🙂 Najlepsza mama to taka, która jest uśmiechnięta, zadowolona, a nie zarobiona po łokcie. Lepiej wziąć książeczkę i poczytać dziecku, niż enty raz sprzątać zabawki w pokoju. To była moja dewiza, mimo, że w tej kwestii miałam czasem spory z moją mamą, która umiała zarówno posprzątać na czas, jak i zająć się dziećmi i jeszcze w tym czasie zrobić remont mieszkania. Bardzo kocham moich synów. Starałam się zawsze być dobrą mamą i ich wspierać, zresztą do dzisiaj mam z nimi bardzo dobry kontakt, ale zawsze znajdowałam też czas dla siebie i dla męża, aby zrobić sobie małą przyjemność: pójść do fryzjera, na spotkanie z przyjaciółmi czy na kolację do restauracji. Zawsze po czymś takim wracałam do dzieci z jeszcze większym entuzjazmem.
Obecnie jesteś też babcią. Czy zmieniło się Twoje podejście do wychowania? Jak budujesz swoją relację z wnuczką?
Jestem babcią i jest to coś cudownego! Miałam dwóch synów i zawsze chciałam mieć córkę. Teraz mam śliczną wnuczkę, która jest rozkoszną i bardzo uroczą dziewczynką. Jest ogromna różnica między stosunkiem mama – dziecko, a babcia – wnuczka. Po pierwsze, mając własne dzieci, nie ma się tyle czasu, a czasem cierpliwości, by móc się w całości poświęcić dziecku. Teraz mam trochę więcej czasu, a poza tym, jeśli mam się zaopiekować Zuzią, to wszystko inne jest odkładane i mogę naprawdę być tylko dla niej. Oczywiście staram się nie rozpieszczać jej zbyt mocno i rozwijać jej umiejętności – na pewno w przyszłości nauczę ją szyć, dziergać i robić cudeńka z niczego. (śmiech)
Czytaj także: Babcie, które podbiły świat mody
W codziennym kieracie obowiązków znajdujesz czas na pasje – opowiedz nam o nich, jak spędzasz wolny czas?
Życie bez pasji czy hobby jest nudne i smutne. Nie można oddawać się tylko pracy, trzeba mieć coś jeszcze. Ja mam to szczęście, że moje hobby łączę razem z mężem. Oboje jesteśmy żeglarzami i każdą naszą wolną chwilę w sezonie letnim staramy się spędzić na jachcie. Pływamy w weekendy na Jeziorze Żywieckim. Mamy tam świetną przystań i wspaniałych przyjaciół, z którymi wspólnie pływami, robimy ognisko, grilla, śpiewamy szanty, a czasami rywalizujemy podczas regat. Te wspólne weekendy na wodzie dają nam siłę i energię na kolejny tydzień. Od wielu lat również na naszym jachcie spędzamy wakacje. Kiedyś pływaliśmy na Mazurach, byliśmy na Zalewie Wiślanym, przepłynęliśmy pochylniami Kanał Elbląski, rzekami Nogat, Szkarpawą aż do Gdańska. Od paru lat pływamy także za granicą: Adriatyk (Słowenia, Włochy i Chorwacja) oraz Morza Północne – Islandia, a w tym roku wybieramy się na rejs Islandia – Grenlandia. Takie wspólne wakacje, pełne przygód, które razem z mężem możemy przeżywać to najwspanialsza sprawa.
Od rejsów na Jeziorze Żywieckim i wodach Chorwacji po wyprawę na Islandię. Fot.: prywatne archiwum
Wspólna pasja to Twoja recepta na udany związek?
Nie ukrywam – jestem szczęśliwą mężatką, mimo, że związek małżeński zawarłam dość młodo. Teraz z perspektywy lat mogę powiedzieć, że nam się udało. Jak wychodziłam za mąż, to wydawało mi się, że małżeństwa ze stażem 5/10 letnim to są stare małżeństwa. Dzisiaj my z mężem mamy już ponad 30 letni dorobek i właściwie nie wiem, kiedy to minęło. Nadal jest super, może, a raczej na pewno inaczej niż na początku małżeństwa, ale to nie znaczy gorzej, a wręcz przeciwnie. Nic jednak nie wzięło się z niczego. O małżeństwo trzeba dbać, jak o każdy żywy organizm, trzeba: podlewać, karmić, pielęgnować, bo inaczej zwiędnie. To że się zdobyło mężczyznę i zawarło z nim związek małżeński nie wystarcza. Trzeba go zdobywać niemalże codziennie. Zmieniają się tylko metody. 🙂
Jeśli sama miłość to nie wszystko, to jakie cechy należy pielęgnować w długotrwałym związku?
W dobrym małżeństwie miłość jest bardzo istotna, ale do tego trzeba także dołożyć: tolerancję, szacunek i zrozumienie potrzeb drugiego człowieka. Jednak chyba tolerancja jest najistotniejsza. Trzeba tolerować wady drugiego człowieka, bo samemu też się je ma. Próbować je zrozumieć i zaakceptować, ponieważ nie można na siłę go zmieniać. To na dłuższą metę się nie sprawdzi. Dlatego tak istotne jest w naszym małżeństwie to, że mamy wspólne pasje: lubimy żeglować, a wakacje w hotelach, na plaży, czy na basenie nas nie bawią (chociaż tego też spróbowaliśmy). Lubimy podobne filmy, kochamy podobne potrawy. Tam, gdzie się różnimy, staramy się znaleźć wspólny kompromis. W tym wszystkim znajdujemy czas dla siebie i akceptujemy to, że są takie chwile w naszym małżeństwie, że każdy chce robić coś oddzielnie.
Trzeba też umieć dotrzeć do partnera…
Rozmowa w związkach jest bardzo istotna. Mając trzech, a nawet czterech mężczyzn w domu wiem, że oni myślą i rozumieją zupełnie inaczej niż my, kobiety. Wydaje nam się też, że jeśli mężczyzna nas kocha, to powinien się domyśleć, czego my potrzebujemy. Ale to tak nie funkcjonuje. Facet to facet, jak się mu prosto i jasno nie powie, czego się chce i czego się oczekuje, to nie ma mowy, aby to się stało. Jeśli się to zrozumie i zacznie stosować, to wówczas w związkach między kobietą, a mężczyzną będzie mniej konfliktów. Inna kwestia, że my sami często wyszukujemy sobie problemy – taka już nasza polska przywara. Jedno jest pewne, gdybym miała żyć w toksycznym związku, w którym się pary tylko ze sobą kłócą i nie starają się ze sobą dogadywać, to wolałabym być sama. Bo życie się ma tylko jedno i należy je sobie szanować. I zrobiło się strasznie poważnie… (śmiech)
Czytaj także: Malgo Witter: Wszystko, co najcenniejsze, mamy w sobie!
Jak w dojrzałym wieku dbasz o siebie, swoją kobiecość?
No cóż, staram się jak mogę. (śmiech) Mówi się często, że ubieramy się, stroimy, upiększamy dla siebie. To nie zawsze jest prawdą – każdy mniej lub bardziej lubi zwracać na siebie uwagę, być podziwianym, akceptowanym przez otoczenie. A chyba najbardziej lubimy, jak podziwia nas nasz partner i docenia nasze starania w tym względzie. Dlatego tak istotne jest, aby w całym naszym zabieganym życiu znaleźć czas na miłe dla ciała i ducha zabiegi i rzeczy, które nam poprawią humor i wpłyną pozytywnie na naszą atrakcyjność. To nie musi być nic wielkiego, np.: nowy lakier na paznokciach, jakiś nowy ciuszek, zmiana fryzury lub po prostu opalenizna ze spaceru. Aby czuć się w pełni kobietą (i to w dodatku atrakcyjną kobietą) musi to jednak ktoś zauważyć – ja mam to szczęście bo mój mąż oraz moi synowie potrafią zauważać i doceniać takie drobne rzeczy, choć nie ukrywam, że na początku musiałam ich trochę tego nauczyć. (śmiech)
W modelu Erykah każda kobieta poczuje się pięknie! Już niebawem znajdziecie go w naszych salonach i na dalia.pl
Obecnie pracujesz z młodymi ludźmi. Jak opisałabyś różnice i podobieństwa między obecnym pokoleniem studentów, a Tobą, kiedy byłaś w ich wieku?
Ciężko jest porównywać ich sytuację z moją, ponieważ ja dość szybko wkroczyłam w dorosłe życie, ale też czasy były inne. Dla nas okres studiów był właściwie pierwszym momentem, gdy byliśmy całkowicie swobodni i nikt nam nie mówił co można, a czego nie. Był to zatem pierwszy moment na szaleństwa, zabawy. Dzisiaj młodzież bawi się tak w gimnazjach i w liceach, więc jak przychodzą na studia to są już znacznie spokojniejsi, ułożeni, myślą tylko o studiach i pracy. Znacznie mniej w nich spontaniczności i szaleństwa. Nasze pokolenie starało się to wszystko połączyć: był czas na studia, pracowaliśmy w spółdzielniach studenckich i znajdowaliśmy też czas na zabawę. Ale tak jak mówię, to były inne czasy. Trochę mi jednak żal, że ci współcześni studenci, mając takie możliwości współczesnego świata, są tak mało organizacyjnie kreatywni, mało zaradni i tak słabi psychicznie.
Monika zaraża swoją pasją młodych i utalentowanych! Również podczas modowych imprez jak Żory Be Fashion
Z czego Twoim zdaniem wynika taka zmiana?
Moim zdaniem to nie jest ich wina, lecz wina nas – rodziców i nauczycieli. Od dzieciństwa bowiem nauczyliśmy ich polegać we wszystkim na nas, podawaliśmy im wszystko na tacy i załatwialiśmy za nich wszystkie problemy otaczającego świata. A zatem nic dziwnego, że dzisiaj przy małym problemie stają się nieporadni, że nie potrafią sobie zorganizować w ciekawy sposób wolnego czasu, że są tak mało otwarci na świat. Oczywiście nie generalizuję – są jednostki, które całkiem nieźle sobie we współczesnym świecie radzą, ale to są ci, co mieli „normalnych” rodziców lub z różnych przyczyn musieli sobie sami radzić w dzieciństwie.
Co podpowiadasz młodym ludziom na swoich zajęciach w kwestii ich przyszłej pracy i kariery?
Z uwagi na zawody, które mogą wykonywać po studiach, przede wszystkim staram się ich utwierdzać, że są mądrymi i zdolnymi młodymi ludźmi, że mają ogromne możliwości. Mówię im, że nie powinni się bać świata, być otwarci na propozycje oraz szukać ciekawej, kreatywnej pracy, w której będą mogli się realizować. Zalecam wielką asertywność, a nawet czasem skłonność do przechwalania się (to tak na początek ☺ ), ponieważ najczęściej są bardzo nieśmiali i boją się, że sobie nie poradzą. Tymczasem praktyka dowodzi, że jak już spróbują i rzucą się na głęboka wodę, to świetnie im idzie. Radzę im także, aby w kwestiach zawodowych nie bali się ryzykować i startowali w ciekawych konkursach, aplikowali o pracę nawet wówczas, gdy wydaje im się, że nie mają żadnych szans – nie uda się za 4/5 razem to uda się za 6-tym. Zawsze im powtarzam, że wiedza jest bardzo istotna, umiejętności jeszcze bardziej ale najistotniejszą rzeczą na początku jest odwaga zaryzykowania i umiejętność zaprezentowania się.
Inspirujące spotkania podczas pierwszej edycji KTW Fashion Week
Jesteś najlepszym przykładem, że kobieta może być aktywna w każdym wieku, a to, jak rozwija się jej kariera, to w dużej mierze świadomy wybór i praca. Ty nadal się uczysz, nie stoisz w miejscu. Skąd kobiety powinny czerpać energię i motywację do działania? Jak zachęciłabyś nasze czytelniczki do podejmowania odważnych decyzji i ciągłego rozwoju?
Dziękuję za uznanie! (śmiech) W moim zawodzie, aby być odpowiedzialnym nauczycielem, muszę nadążać za modą, trendami, nowymi materiałami i technologiami. Inaczej się nie da. A skąd na to energia? Jeśli zawód, który się wykonuje, sprawia nam przyjemność, to tym przyjemniej się w nim rozwijamy, dokształcamy i zdobywamy nowe umiejętności. 🙂 Obserwując otaczający mnie świat i ludzi, przeraża mnie, że człowiek pracuje w zawodzie, który go nie interesuje, spędza w pracy min. 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu i nie ma z tego żadnej satysfakcji. Jak można żyć w ten sposób i nie popaść w depresję…? Ja sobie tego nie wyobrażam. Szkoda naszego krótkiego i, jak wspomniałam wcześniej, jedynego życia. Wiem, że może to trudne, ale nie można bać się zmian i próbować do skutku! Jeśli coś nam sprawia przyjemność, znajdziemy na to czas i energię, a chęci na zdobywanie nowej wiedzy przyjdą same.
Dziękujemy za rozmowę!