Szczera rozmowa z kobietą wielu talentów, Edytą Golec z zespołu Golec uOrkiestra. Będzie nie tylko o tym, czy udaje jej się zachować work life balance lub dystans do opinii w Internecie, ale też o odpoczynku, relacjach rodzinnych, poszukiwaniu inspiracji i ustawicznej pracy nad pewnością siebie.
„Miałam szczęście wychowywać się w domu, gdzie byłam kochana, wyczekiwana, otoczona troską i wsparciem, a to budowało moje poczucie wartości od najmłodszych lat. Dlatego każda krytyka mojego wyglądu czy stylizacji przez osoby obce, spływa po mnie jak po kaczce. A jeśli już przychodzą słabsze dni i patrzę na siebie bardziej krytycznym okiem, to zaraz przywołuję sobie takie piękne pytanie: za co jestem dzisiaj wdzięczna mojemu ciału? Co mi dało, gdzie mnie zaniosło, co wytrzymało? Przecież to jest mój najlepszy przyjaciel, więc jak mogłabym go katować ciągłą krytyką?” – mówi Edyta.
Zapraszamy po więcej!
Jak to się wszystko zaczęło?
SMU: Z muzyka jesteś związana od najmłodszych lat. Jakie były początki i czy od zawsze wiedziałaś, że Twoje miejsce będzie właśnie na scenie?
Edyta Golec: Dawniej góralskie domy były rozśpiewane, a muzyka uświetniała każde ważniejsze wydarzenie, czy to wesele czy imieniny, namówiny, skubacke (skubanie pierzy), pasanie krów czy pracę w polu. Pochodzę właśnie z takiej rozśpiewanej rodziny, w której wszystkie wydarzenia właśnie tak się kończyły. Mój dziadek grał na skrzypcach, moja prababcia pięknie śpiewała, jak i wujowie czy stryny (ciotki). Gdy miałam 6 lat, mój Tato zauważył, że z łatwością zapamiętuję różne melodie i potrafię je zagrać na zabawce – harmonijce. Gdy było mi smutno, wyciągałam z futerału mały akordeonik, który zakupił specjalnie dla mnie i grałam. Tato też jest pasjonatem muzyki, samoukiem gry na kilku instrumentach dętych i czasem w żartach wypominam mu, że niespełnione ambicje przelał na mnie, zapisując do bielskiej szkoły muzycznej.
SMU: Czyli tak zaczęła się Twoja poważna edukacja?
Edyta Golec: Od 12 roku życia pobierałam lekcje gry na skrzypcach, później na altówce, ale pamiętam, że zanim trafiłam do „Muzyka”, bawiłam się z innymi dziećmi w sekretarkę i właśnie w piosenkarkę (śmiech). Mimo to nie wiązałam mojej przyszłości z estradą i nie przypuszczałam, że te dziecięce zabawy tak bardzo urealnią się w przyszłości. Może to właśnie książkowy dowód na to, że jeżeli szukasz swego powołania, przypomnij sobie w co lubiłeś bawić się w dzieciństwie, co Ci sprawiało radość. Chociaż w niektórych przypadkach nie powinno się chyba tego interpretować zbyt dosłownie, bo np. mój mąż Łukasz, najbardziej lubił zabawy w księdza, szczególnie w odprawianie mszy! (śmiech)
Czy artysta może zachować work life balance?
SMU: Kiedy przegląda się Twoje social media, można dojść do wniosku, że niemal cały czas dzieje się coś nowego. Kolejna trasa, wyjazdy, nowy singiel, nowa płyta, dodatkowe projekty. Pytanie brzmi, czy w zawodzie takim jak Twój, możliwe jest w ogóle utrzymanie work life balance?
E.G. Zawód muzyka jest piękny i jednocześnie bardzo ekspansywny. Trudno utrzymać work life balans, gdy z godziny na godzinę zmienia się plan dnia i przykładowo w jednej chwili musisz przemieścić się na drugi koniec Polski. Bywa, że wracasz z koncertu nad ranem, kiedy większość ludzi idzie do pracy lub spędzasz większość weekendów poza domem. Do tego codzienne ćwiczysz na instrumencie, ponieważ podobnie jak u sportowców, gwarantuje Ci to formę. Nie zawsze jest więc łatwo. Natomiast nauczyłam się przez te 25 lat pracy w Golec uOrkiestra tak gospodarować czasem, aby poświęcając się pracy znaleźć też czas dla rodziny, na odpoczynek, relacje i rozwój. Wszystko jest kwestią organizacji, determinacji i ustalenia sobie priorytetów. Osobiście najważniejsza jest dla mnie rodzina, więc od wielu już lat z rocznym wyprzedzeniem rezerwujemy sobie czas na wspólne wakacje z dziećmi. Świadomość upływu czasu sprawia, że doceniam każdą chwilę wspólnie spędzoną z najbliższymi.
SMU: Jesteś bardzo wszechstronnie uzdolniona. Śpiewasz, grasz na instrumentach. Co dziś sprawia Ci najwięcej frajdy?
E.G. Dziękuję za słowa uznania, ale zaznaczę, że w moim przypadku talent to tylko 40 %, reszta to ciężka praca. Z wymienionych pasji najwięcej frajdy sprawia mi obecnie tworzenie i komponowanie piosenek, poszukiwanie ciekawych melodii, produkcja muzyki. I cieszę się, że udało mi się wnieść kilka dźwięków i pomysłów muzycznych chociażby w najnowszym singlu Golec uOrkiestry pt. „Stromy szlak” czy w innych nowych utworach, które pojawią się już jesienią w najnowszym wydawnictwie zespołu z okazji 25 – lecia istnienia. Jeśli chodzi o śpiew, to jestem w procesie nauki. Od kilku lat pobieram lekcje emisji głosu, doskonalę się i staram poszerzać wiedzę w tym temacie. Moją główną specjalizacją, której poświęciłam dzieciństwo i studia, jest instrumentalistyka, czyli gra na skrzypcach i altówce. To moje główne zawodowe źródło, z którego wciąż czerpię satysfakcję.
Jak odpoczywa Edyta Golec?
SMU: A jak najchętniej odpoczywasz?
E.G. W otoczeniu przyrody, najlepiej blisko rzeki, jeziora lub wsłuchując się w szum morza. Jestem zodiakalnym rakiem, więc bliskość wody to moja druga natura. Oczywiście lubię też spacerować i zdobywać szczyty w moich ukochanych Beskidach i Tatrach. W tym wszystkim jednak najważniejsza jest reguła – nie ważne gdzie, ważne z kim. Towarzystwo moich bliskich, przyjaciół, czy rodziny jest gwarantem dobrego odpoczynku. Do tego ciekawa lektura, inspirująca muzyka, smaczne jedzenie i sukces urlopu gwarantowany!
SMU: Zazwyczaj pracujecie z mężem, oboje jesteście więc w tym samym czasie poza domem. Jak w takim razie radziliście sobie, gdy dzieciaki były jeszcze małe?
E.G. Kiedy wyjeżdżaliśmy na koncerty, dzieci zostawały pod opieką dziadków, czyli moich niezastąpionych rodziców. Pewnie gdyby nie ich wsparcie, nie pracowałabym w tym zawodzie. To ich nieoceniona pomoc dała mi możliwość samorealizacji. Sporadycznie, gdy były już starsze, zabieraliśmy na koncerty, ale było to dla mnie stresujące, bo nie potrafiłam się skupić na pracy, tylko ciągle obserwowałam, gdzie są i co robią…
Praca z rodziną – wada czy zaleta?
SMU: Zapewne byłaś w swojej karierze pytana o to już wielokrotnie, ale jak to jest dzielić życie zawodowe i prywatne z tymi samymi ludźmi? Na pewno bywają różne momenty, ale w szerszej perspektywie, uważasz pracę z rodziną za wadę czy zaletę?
E.G. Osobiście uważam ten fakt za błogosławieństwo i szczęście. Wspólna praca, tworzenie, kreowanie, podróżowanie i nasze zawodowe doświadczenia, jeszcze bardziej cementują rodzinne relacje. Wiemy, że kopiemy do tej samej bramki i jesteśmy wdzięczni losowi za to, że nie mamy nad sobą żadnego szefa czy obcego dyrektora. Na pewno bardziej się rozumiemy, potrafimy wspierać i mobilizować do działania. Owszem, czasem zdarza się, że konflikty w pracy przenoszą się na grunt rodzinny, natomiast przez te 25 lat nauczyliśmy się dystansować do tego, bo praca to nie wszystko, a życie jest jedno i nie warto go spędzać na kłótniach czy wieloletnich niedomówieniach.
SMU: Trudno w Polsce o znalezienie kogoś, kto nie wiedziałby kim jest Golec uOrkiestra, a jednak trendy muzyczne bardzo szybko się zmieniają i ktoś, kto dziś jest na świeczniku, za rok czy dwa może zostać zupełnie zapomniany. Jaka jest Wasza recepta na pozostanie artystą na tyle wszechstronnym, by faktyczne łączyć pokolenia?
E.G. Obserwujemy zmieniające się trendy muzyczne, śledzimy jak obecnie tworzy się muzykę, kto jest idolem, co najbardziej jest słuchane. Na szczęście nie przejmujemy się tym zbytnio, bo nie mamy wpływu na to, czego publiczność będzie ostatecznie słuchała. 25 lat temu nikt nam nie wróżył dłuższej kariery. Mówiono nam, że mamy swoje 5 minut, które trzeba na maksa wykorzystać. Te nasze „5 minut„ dzięki Bogu trwa. Na nasze koncerty przychodzą babcie z wnukami, co oznacza, że młode pokolenie wyrasta na naszej muzyce. Tak było w przypadku Bedoesa, który gościnnie wystąpił w naszej piosence „Górą Ty”, a wcześniej zaprosił braci Łukasza i Pawła do feat’u w jego „Janosiku”. W prywatnych rozmowach przyznał, że był dosłownie wychowany na naszej muzyce, bo jego mama słuchała naszych płyt w domu i w samochodzie. To sukces i dowód na to, że muzyka łączy pokolenia, ale również na to, że ta materia jest nieobliczalna. Przykładem może być renesans piosenki „Zatańczysz ze mną jeszcze raz” śp. Krzyśka Krawczyka, która dzięki remiskowi Tribsa, otrzymała drugie życie. Jaki z tego wniosek? Nigdy nie wiesz co stanie się z Twoją piosenką! (śmiech)
SMU: Co zrobić by przez tyle lat na scenie nie wypaść z obiegu. Jaki jest Wasz sposób na poszukiwanie nowych inspiracji, pewnej świeżości, która samą Ciebie chroni przed nudą i stagnacją?
E.G. Ktoś kiedyś powiedział: „…rób co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia!”. Muzyka jest moją życiową pasją, to ona pochłania całe moje życie. Sprawia, że jestem głodna nowych brzmień, nowych produkcji czy nowych kolaboracji. Pewnie to ta nieustająca ciekawość chroni przed stagnacją. Obecnie w muzyce tak wiele się dzieje, dobrych i mniej dobrych rzeczy – wszystko to jest mega interesujące. Pięknie jest w tym uczestniczyć. Z drugiej strony, to przywilej nieść swoją muzyką radość innym. Grając koncerty i obserwując publiczność, zawsze czuję ogromną wdzięczność za to, że oni przychodzą, słuchają, utożsamiają się z naszymi piosenkami, śpiewają teksty, kupują płyty, bilety na koncerty. Otrzymujemy wiele wiadomości od osób, które dzięki naszej muzyce zmobilizowały się, podniosły z dołka, podjęły walkę, zmotywowały do działania. To dla mnie jako twórcy najlepszy dowód, że warto tworzyć i upiększać życie innych.
Życie estradowe zza kulis
SMU: Koncertujesz nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Jak odbierasz różnicę między naszą polską publicznością, a zagraniczną?
E.G. Na koncerty za granicą przychodzą najczęściej rodacy, którzy świetnie się bawią i żywo reagują. Można odnieść wrażenie, że są spragnieni polskich dźwięków i słowiańskich rytmów, bardziej niż publiczność w kraju. Przy niektórych piosenkach widać nawet łezkę w oku, zwłaszcza przy piosence „Do Milówki wróć”. Czasy na szczęście się zmieniły i wielu Polaków mieszkających zagranicą często odwiedza Polskę i pojawia się na naszych koncertach w kraju. Na tych zagranicznych, pojawiają się również obcokrajowcy, dla których jesteśmy swoistą muzyczną wizytówką Polski. Zachwycają się bogactwem instrumentarium i chociaż nie rozumieją do końca słów, zazwyczaj uczestniczą do końca, a największe wrażenie robią na nich nasze ludowe instrumenty czyli trombity, dudy.
SMU: Większość młodych mam chce się tez rozwijać zawodowo, a to wiąże się z podejmowaniem nieraz trudnych decyzji. To trudne wybory, bo dziecko chce byś została z nim w domu, a obowiązki wzywają. Jak Ty radziłaś sobie z tym emocjonalnie i czy jest coś, co mogłabyś poradzić innym kobietom?
E.G. To bardzo indywidualna kwestia. Jak większość pracujących matek, przechodziłam pewne rozterki. Z jednej strony czułam, że jeśli zajmę się tylko dziećmi, to pewnie szybko wypadnę z zawodu i moje 17 lat nauki gry na altówce, godziny ćwiczeń, poświęcenia, ukończonych studiów na Akademii Muzycznej, zostanie zaprzepaszczonych. Z drugiej strony, miałam ogromne wsparcie i zapewnienie ze strony moich rodziców oraz męża, że dzieci podczas mojej nieobecności będą w dobrych rękach. To dawało mi spokój w sercu. Oczywiście zgadzam się z teorią, że matka spełniona w pracy może być dobrą matką w domu i jestem jak najbardziej za tym, aby kobiety realizowały się zawodowo. Aby jednak robiły to bez jakiś wyrzutów sumienia, potrzebne jest wsparcie partnera, bliskich, rodziny. Znam też matki, które świetnie realizują się w roli mam i nie wyobrażają sobie pójścia do pracy. Najważniejsze jest, aby kobieta była szczęśliwa, bo wtedy też szczęśliwe są dzieci!
Nowa kolekcja strojów plażowych dla wszystkich kształtów i rozmiarów!
Czy na hejt można się uodpornić?
SMU: Jeśli wpisze się w wyszukiwarce frazę „wpadka stylizacyjna”, większość wyników wyszukiwania będzie dotyczyła kobiet. Niestety wciąż to nam przypisuje się konieczność perfekcyjnego wyglądu zawsze i wszędzie, ocenia dużo krytyczniej niż mężczyzn. Jak Ty się na to zapatrujesz i jak sama pomagasz sobie budować pewność siebie, również w słabszych momentach lub wtedy gdy pojawiał się zupełnie bezkonstruktywny hejt?
E.G. Cóż, żyjemy w dobie wszechobecnego hejtu, a wynika to z wielu czynników, chociażby z braku poczucia własnej wartości oraz karalności. Początkowo hejt w stosunku do mnie czy mojej rodziny, zespołu – bardzo mnie dotykał, ale z biegiem czasu nauczyłam się nie brać go na poważnie. Nie wchodziłam w to, nie czytałam komentarzy, bo zrozumiałam, że osoby tworzący nienawistne, obrażające wpisy, mają ze sobą problem, a moje emocje w niczym im nie pomogą. Popieram i doceniam konstruktywną krytykę, ale ta obrażająca, destruktywna i nic nie wnosząca z pewnością nikogo nie karmi. Inną kwestią jest fakt, że żyjemy w świecie „iluzji social mediowej”, co oznacza, że promowane kanony piękna często nijak mają się do rzeczywistości, dlatego, że my kobiety jesteśmy różne i to jest właśnie piękne! Bardzo cieszę się, że ruch body positive powoli zmienia świadomość społeczną i pojmowanie wyglądu ciała kobiecego. Jestem dumna, że mam w rodzinie modelkę size plus Bodzię Golec, która swoją pracą udowadnia, że nasze ciała są atrakcyjne bez względu na ich formę, rozmiar czy wygląd. Najważniejsza jest akceptacja siebie, a to ma źródło w głowie. Miałam szczęście wychowywać się w domu, gdzie byłam kochana, wyczekiwana, otoczona troską i wsparciem, a to budowało moje poczucie wartości od najmłodszych lat. Dlatego każda krytyka mojego wyglądu czy stylizacji przez osoby obce, spływa po mnie jak po kaczce. A jeśli już przychodzą słabsze dni i patrzę na siebie bardziej krytycznym okiem, to zaraz przywołuję sobie takie piękne pytanie: za co jestem dzisiaj wdzięczna mojemu ciału? Co mi dzisiaj dało, gdzie mnie zaniosło, co wytrzymało? Przecież to jest mój najlepszy przyjaciel, który znosi moje humory całe życie, więc jak mogę go katować ciągłą krytyką?
SMU: Jeszcze odnośnie pewności siebie i kobiecości, jaką rolę odgrywa w Twoich codziennych i scenicznych ubraniach dobrze dobrana bielizna?
E.G. Komfortowa i subtelna bielizna to zawsze gwarancja sukcesu! (śmiech) Oczywiście, odgrywa ona kluczową rolę, bo wychodząc na scenę muszę czuć się atrakcyjnie i swobodnie. Jestem po trzech porodach, a moje ciało nie wróciło do formy sprzed lat, dlatego wszystkie figi z wysokim stanem czy bielizna ładnie układająca biust po prostu dobrze wpływa na moje samopoczucie na scenie – które z kolei udziela się innym.
SMU: Czy są jakieś kobiety, którymi się inspirujesz?
E.G. Moje kobiece autorytety to nieżyjące już trzy wspaniałe kobiety. Moja prababcia Hanka, babcia mojego męża Helenka i moja ciotka Weronka, która zmarła w tym roku w wieku 96 lat. Wszystkie te dziewczyny obdarzone były góralskimi charakterami, silne psychicznie, odporne i podążające za głosem swojego serca. Każda z nich obdarzona była niezwykłą pogodą ducha, mądrością życiową i umiejętnością zawierzenia swego życia Bogu. Przeżyły wiele traumatycznych sytuacji, wojnę, głód, śmierć swoich dzieci, ale potrafiły zachować radość i spokój do końca życia. Dały mi wiele miłości, wsparcia i mądrości, ucząc dystansu do świata. Analizując ich życie myślę, że napędzała ich niezwykła siła kobieca. Czuję, że mi towarzyszą z góry, wspierają mnie i są moimi przewodniczkami.
Nowości i plany na przyszłość
SMU: Niedawno wyszedł nowy singiel Golec uOrkiestra: “Stromy szlak”. Jakie przesłanie kryje się za tą piosenką?
E.G. Inspiracją do stworzenia tego kawałka były słowa polskiej himalaistki Wandy Rutkiewicz: „Każdy ma przecież do pokonania swój Everest. Mój sukces był dowodem na to, że każdemu może się udać to, co sobie postanowi”. Zadaliśmy sobie pytanie, czymże byłoby życie człowieka bez celu, bez marzeń czy bez wyzwań? Przecież to właśnie dzięki nim zdobywa się życiowe szczyty, pokonuje bariery czy własne słabości. To marzenia generują cele, a te nadają sens życiu. Ich osiągnięcie może dać człowiekowi szczęście i właśnie takie przesłanie ma „Stromy szlak”.
SMU: Ostatnio chyba wyjątkowo wiele się u Was dzieje, dlatego czy możesz zdradzi, jak wygląda to wszystko zza kulis i jakie są Wasze najbliższe plany zawodowe?
E.G. Najbliższe plany to trasa koncertowa, a konkretnie lista eventów, które można znaleźć na naszej stronie www.golec.pl w zakładce koncerty. Szczególnie polecam wyjątkowe wydarzenie 11.08 w Amfiteatrze w Szczyrku, gdzie przed nami wystąpią Podopieczni Fundacji Braci Golec z okazji 20-lecia istnienia tej organizacji, One Man Show – kabareciarz Robert Korólczyk, a na koniec nasz koncert. Dochód ze sprzedaży biletów przeznaczony jest na działalność Fundacji, ale to już temat na kolejny wywiad! Wracając do planów – już jesienią kolejne single ujrzą światło dzienne, a pod koniec roku planujemy wydać płytę i celebrować 25 lat istnienia naszej Golec uOrkiestry. Wszystkie informacje będą się pojawiać na oficjalnym fanpages’u zespołu i na moim również. Osobiście zapraszam do oddania głosu na nasz Stromy szlak w poczekalni POPlisty radia RMFFM i bardzo dziękuję za rozmowę!
SMU: Również dziękujemy za Twój poświęcony czas! A Was, Drogie Dalibabki zapraszamy do odsłuchania najnowszego numeru Golec uOrkiestra TUTAJ i zagłosowania na niego w poczekalni POPlisty RMFFM TUTAJ!