Dziś porozmawiamy nie tylko o aktorstwie, ale też macierzyństwie, kulisach pracy na planach filmowych i podejściu do hejtu oraz nieprzychylnych komentarzy w Internecie. Wszak kobiety pełnią w życiu wiele ról: „Żony, matki i kochanki” jak brzmiał tytuł polskiego serialu z 1995 roku. I coś w tym jest. Trudno mówić o kobiecie, skupiając się wyłącznie na wybranych aspektach jej codzienności. Szczególnie, kiedy mowa o tak twórczej, zdolnej i ambitnej osobie jaką jest niewątpliwie Michalina Sosna, gość specjalny Shape me up! 🙂
Michalina Sosna-Wilkońska – polska aktorka teatralna i telewizyjna. Artystka kabaretowa, a także prezenterka. Dwukrotnie występowała na Międzynarodowym Festiwalu Szkół Filmowych i Teatralnych w Moskwie, gdzie nominowano ją do Głównej Nagrody Żeńskiej za rolę Małgorzaty w spektaklu „Z Różewicza dyplom”. Na co dzień związana z warszawskimi teatrami: Teatrem Dramatycznym, 6. piętro, Kamienica i Capitol, Studio Buffo oraz Rampa.
REDAKCJA: Zacznijmy od dość standardowego pytania, które definiuje jednak mocno Ciebie jako osobę – nie wydaje się zatem chyba infantylne. Powiedz, jak zaczęła się twoja przygoda z aktorstwem?
Michalina: Byłam przekonana, że zostanę lekarzem, tymczasem w klasie maturalnej okazało się, że moje dziecięce fascynacje teatrem są na tyle silne, że zdecydowałam się zdawać do szkoły teatralnej. Absolutnie tego nie planowałam, choć faktycznie zawsze byłam aktywna jeśli chodzi o wszelkie zajęcia artystyczne. Jak każda mała dziewczynka śpiewałam do dezodorantu, grałam też na pianinie, gitarze i saksofonie. Należałam do kółka teatralnego, jeździłam na konkursy recytatorskie, śpiewałam w chórze kościelnym. Tam spotkałam organistkę Mariolę, aktorkę o wspaniałych umiejętnościach wokalnych, która wtedy bardzo mnie inspirowała. Te wszystkie zajęcia sprawiały mi mnóstwo frajdy, ale nie myślałam, że kiedyś będę zajmować się tym zawodowo. Była to była dość szybka i spontaniczna decyzja. Przygotowywała mnie nauczycielka polskiego z gimnazjum, która miała wielką intuicję i zdałam za pierwszym razem.
Jak wspominasz czas nauki, kto z wykładowców Cię inspirował, jakie miałaś najważniejsze doświadczenia z aktorstwem w tym początkowym okresie?
Michalina: Trafiłam na studia jako bardzo ułożona dziewczyna ze Śląska, z domu o mocnych wartościach, w którym babcia codziennie gotowała dwudaniowy obiad. Jako 19-latka musiałam sobie poradzić sama w Łodzi, z tymi wszystkimi szalonymi i przebojowymi ludźmi, którzy w dużej mierze mieli już bogate doświadczenia aktorskie. Punktem zwrotnym okazała się pierwsza niedziela, gdy po powrocie z kościoła zorientowałam się, że dziś nie będzie tradycyjnego, niedzielnego obiadu z rodziną przy stole. Wtedy zrozumiałam, że trzeba wziąć życie w swoje ręce. Na studiach byłam raczej obserwatorem, można nawet powiedzieć, że byłam trochę wycofana. Dopiero praca w teatrze otworzyła mnie- zaczęłam eksperymentować, bawić się aktorstwem i czuć je całą sobą. Debiutowałam w Teatrze Kamienica w spektaklu „Porwanie Sabinek”, które reżyserował Emilian Kamiński. Już pierwsze próby w teatrze dodały mi odwagi i wiary we własne umiejętności.
Nowa kolekcja jesień-zima 2021 ZOBACZ CO DLA CIEBIE PRZYGOTOWALIŚMY!
Wcielasz się w rolę Samanty w serialu „Zakochani po uszy”, co to jest za postać? Jak Ci się pracuje na planie tego serialu?
Michalina: Samanta to bardzo kolorowa postać, którą się albo kocha, albo wiadomo… Z całą pewnością wzbudziła wiele emocji wśród fanów serialu. Na planie cały czas towarzyszył mi serialowy partner, czyli miniaturowy szpic pomeranian. To było dla mnie super doświadczenie, ponieważ po raz pierwszy partnerował mi pies, a dokładniej rzecz ujmując suczka. No właśnie! W serialu był to piesek Sami, a w rzeczywistości jest to suczka Mia. Jak jednak wiadomo zwierzęta i dzieci szybko się nudzą i nie są łatwymi partnerami na planie, ale ze smakołykami w kieszeniach jakoś nam się udawało. Pracowaliśmy z fantastyczną, młodą i energetyczną ekipą. Była to wspaniała przygoda, dzięki której dodatkowo mogłam bliżej poznać Kraków. Stąd też miałam blisko do rodziców, więc często udawało mi się wpadać na obiad do rodzinnego Bierunia.
Za nami już kilka lockdownów, jak sobie z nimi poradziłaś? I jak w tym czasie ogarniałaś pracę zawodową?
Michalina: Okres pandemii to niewątpliwie dla wszystkich trudny czas, bez względu na to kim się jest i ile się ma. Nie powiem, bo pierwsze zamknięcie, które miało potrwać dwa tygodnie odebrałam jako prezent. Miałam wtedy mnóstwo pracy i pomyślałam, że to będzie właśnie chwila wytchnienia. Im dłużej jednak to trwało tym bardziej odczuwałam marazm i bezradność sytuacji. Gdy tylko otworzyły się teatry radość była ogromna, doceniliśmy to, co zostało na chwilę utracone. Mimo wszystko ciężko było grać dla ¼ widowni, której reakcje często tłumiły obowiązkowe maseczki. W najtrudniejszych momentach, jak zawsze mogłam liczyć na mojego męża, z którym doskonale się uzupełniamy i wspieramy. Kiedy zawodowe tempo zwolniło, każdemu z nas życie się troszkę przewartościowało. My postawiliśmy na rodzinę i dziś możemy się cieszyć życiem już we trójkę, bo pod koniec sierpnia na świat przyszła nasza wyczekiwana córeczka.
Jesteś osobą publiczną, aktorką, często spotykasz się z hejtem w sieci? I jak ewentualnie sobie z nim radzisz?
Michalina: Mam szczęście do grania czarnych charakterów. Moje bohaterki często mieszają w życiu innych i to najczęściej wystawia mnie osobiście na krytykę. Wiele internetowych komentarzy pokazuje, że niektórzy nie odróżniają kreacji aktorskich od samych aktorów. Przyjaciele mówią mi często, że te wszystkie negatywne opinie powinnam odbierać jako komplement, bo oznacza to, że gram bardzo wiarygodnie. Staram się tak robić, ale wiadomo- różnie z tym bywa. Uważam, że konstruktywna krytyka może być nawet budująca, ale sam hejt, który na celu ma jedynie wylanie żółci jest okrucieństwem i świadczy o bezmyślności.
Modele JOY i INGRID skradły Wasze serca!
Aktorstwo to zawód wymagający wystawiania się na opinie publiczną, ocenę. Jak radzisz sobie z samoakceptacją?
Michalina: Akceptuję siebie w pełni, choć nie zawsze tak było. Gdybym z tym doświadczeniem, które mam teraz mogła powiedzieć coś młodej Michalinie sprzed kilku lat, byłoby to tylko jedno: Odwagi!
A czym dla ciebie jest kobiecość?
Michalina: W dzisiejszych czasach odpowiedź na to pytanie musi być bardzo ostrożna, bo dla każdej z nas kobiecość znaczy coś innego. Jakiś czas temu powiedziałabym, że czuję się kobieco, kiedy się pomaluję, kupię sobie coś fajnego, pójdę na masaż, albo do fryzjera. I faktycznie tak jest! Nie oznacza to jednak, że odkurzając mieszkanie w za dużym dresie nie mogę się tak czuć. Najważniejsze, aby każdego dnia patrząc w lustro widzieć wartościową, ciekawą i dobrą kobietę. Mi w tym pomogły niedoścignione wzorce- mama i babcia, z którą mieszkałam. Teraz pojęcie kobiecości we mnie ewoluuje, zaczynam je poznawać na nowo jako mama Rozalki.
Czy przyjaźnisz się z osobami z branży, masz jakieś aktorskie koleżanki / przyjaciółki? Czy jest tu miejsce na przyjaźń, a nie tylko rywalizację?
Michalina: Aktorstwo to trudny zawód jeśli chodzi o przyjaźnie, ale one się zdarzają i jak już występują to zwykle są to relacje szczere i lojalne. Mam wiele koleżanek z branży, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim, łączy nas podobna energia i wartości.
Kto wśród aktorów jest dla Ciebie wzorem?
Michalina: Jestem serialomaniaczką i najczęściej zdarza się, że w okresie fascynacji daną produkcją, staję się fanką poszczególnych aktorów biorących w niej udział. Tak było na przykład z „Dexterem”, w którym grał fenomenalny Michael C. Hall. Przy oglądaniu serialu „Dark” fascynowałam się praktycznie całą niemiecką obsadą tej produkcji. Bardzo doceniam amerykański luz i swobodę w kreowaniu postaci, jaką mają aktorzy zza oceanu. Ostatnio jednak coraz bardziej doceniam polskie produkcje, a co za tym idzie koleżanki i kolegów z branży. Myślę, że to złoty czas naszej rodzimej kinematografii.
Grywasz różne role – za co lubisz teatr, za co film, a za co telewizję?
Michalina: Każda z tych stref rządzi się swoimi prawami i wymaga innych środków przekazu. Teatr to jest bezpośredni kontakt z widzem, bazowanie na rzeczywistych emocjach i prawda. W serialu, czy filmie często tej prawdy poszukujemy wspólnie z ekipą- reżyserami, operatorami i całą produkcją. Gdy coś pójdzie nie tak zawsze można zrobić dubla, coś zmienić, poprawić. Każda z tych form jest dla mnie interesująca, rozwija mnie i za każdym razem wzbogaca o kolejne doświadczenia.
Wymarzona rola / praca w przyszłości?
Michalina: Niezmiennie marzy mi się rola pani detektyw. Od dłuższego czasu ciągnie mnie w jakimś kryminalnym kierunku (śmiech!).
Stacy z nowej kolekcji prezentuje się niesamowicie zmysłowo…
Zostałaś mamą. Jak udało ci się łączyć planowanie rodziny z pracą?
Michalina: Kobiety w tym zawodzie nie mają łatwo. Kończymy szkołę, chcemy wejść na rynek, a zegar biologiczny tyka. Często stajemy przed wyborem – praca czy rodzina, bo okres ciąży najczęściej wyklucza nas z aktywności zawodowej. Ja miałam to szczęście, że scenarzyści serialu „Zakochani po uszy” poprowadzili mój wątek tak, że mogłam grać z brzuszkiem, bo moja bohaterka również spodziewała się dziecka. Teraz powolutku wracam do pracy, na dobry początek do teatru.
Czy już na tym etapie czujesz, że ta rola – rola mamy – zmieniała Ciebie, Twoje podejście do życia / pracy?
Michalina: Rola mamy bez wątpienia mnie zmieniła. To ogromna rewolucja, w której trzeba się odnaleźć. Staram się celebrować każdą chwilę, nacieszyć się każdym dniem spędzonym razem z Rozalką, a w trudnych sytuacjach pamiętać, że wszystko mija. To chyba najlepsze motto w kwestii macierzyństwa jakie usłyszałam! (śmiech).
Dziękujemy Ci serdecznie za rozmowę. Życzymy oczywiście dalszych sukcesów, zarówno na gruncie prywatnym jak i zawodowym – mamy nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie! 🙂