Paulina Oździńska, założycielka marki By Polka, projektantka, matka, żona, ale też po prostu Polka. Kobieta, która przeszła wiele, ale nigdy się nie poddała. Dzięki temu wygrała z chorobą, pokonała demony przeszłości i dziś nie odwraca się już za siebie. Idzie przez życie jak czołg, zaraża pozytywną energią i optymizmem. Chociaż mogłaby spocząć na laurach, wciąż podnosi sobie poprzeczkę. Teraz koncentruje się na pomaganiu poprzez modę, a jutro..? Tego nie wie nawet ona sama.
Redakcja #ShapeMeUp: Może zacznijmy od początku… Dlaczego właściwie By Polka? Czy chodziło Ci o jakiś aspekt patriotyczny?
Paulina Oździńska, By Polka: Nazwa By Polka nie jest przypadkowa – to mój pseudonim jeszcze z czasów szkolnych, zdrobnienie od imienia Paulina. To ja jestem Polka 🙂 dla wszystkich znajomych i rodziny… Moja firma nie mogła nazywać się inaczej.
By Polka to dla Ciebie bardziej pasja czy sposób na biznes?
Praca jest dla mnie pasją, chociaż przez ostatnie 10 lat było wiele wzlotów i upadków. Mimo to każdy zrealizowany projekt daje mi wciąż poczucie satysfakcji, a widok obcych ludzi w moich ubraniach dosłownie dodaje mi skrzydeł. Zdaję sobie sprawę z tego, że po przerwie w prowadzeniu firmy będzie ciężko odbudować to, co było, aczkolwiek wiem, że właśnie tym chcę się zajmować.
Właśnie, wspomniałaś o przerwie w prowadzeniu biznesu. Wiemy, że była ona spowodowana Twoją chorobą. Jak psychicznie poradziłaś sobie z diagnozą? Rak piersi dla młodej żony i mamy brzmi jak wyrok…
Bo to był dla mnie wyrok, a przynajmniej tak to odbierałam na samym początku. Z czasem wiele się zmieniło. Podczas mojej walki z chorobą otrzymałam bardzo dużo wsparcia od rodziny, przyjaciół, znajomych i nieznajomych. Wiem, że to dzięki nim żyję. Każdego dnia dziękuję w duchu za ich pomoc, zarówno tą emocjonalną jak i (nie ma co ukrywać) – finansową.
To dlatego teraz chcesz połączyć By Polkę z działalnością na rzecz chorych na nowotwory? Czy chcesz w ten sposób podzielić się dobrem, które kiedyś sama otrzymałaś?
Dokładnie tak. Dobro mnoży się przez dzielenie, 🙂 dlatego cały czas pomagam osobom, które do mnie piszą lub dzwonią. Dzielę się z nimi całą zdobytą wiedzą i doświadczeniem, przede wszystkim w kwestiach zdrowia, odżywiania czy suplementacji. Wiem jednak, że czasami to nie wystarcza, bo wciąż pozostaje nierozwiązany problem po stronie finansowej. To straszne, ale w Polsce jest naprawdę wiele osób, których zwyczajnie nie stać na leczenie. Stąd pomysł na nowy projekt.
Zdradzisz nam coś więcej w tym temacie?
Dzięki nowemu projektowi By Polka, będę mogła w jeszcze większym stopniu pomóc chorym – zwłaszcza finansowo. Na stronie www.bypolka.pl wprowadziłam T-shirt z moim portretem w pióropuszu Indianki, od którego 10% ze sprzedaży każdej sztuki trafi na konta podopiecznych fundacji. Grafika to nieprzypadkowy wybór. Pióropusz miał kiedyś znaczenie religijne, był uważany za magiczny talizman ochronny. Pióra nosiła osoba, która dokonała czegoś ważnego. Moja koszulka ma być z jednej strony współczesnym talizmanem dla kobiet, które jak ja walczą z nowotworem i się nie poddają; z drugiej – chciałabym z całego serca, by stała się dla innych znakiem wsparcia dla nas – WOJOWNICZEK.
Teraz wydajesz się być niesamowicie silna. Emanujesz pozytywną energią i zapałem do pracy. Czy można więc pokusić się o stwierdzenie, że Twoja choroba miała jakieś „plusy”?
W pewnym sensie tak, ponieważ walka z nowotworem bardzo przewartościowała moje życie. Poustawiała priorytety, nauczyła pokory oraz akceptacji samej siebie. Pomogła mi pogodzić się z przeszłością i przede wszystkim nauczyła wybaczać, dzięki czemu ostatecznie poczułam się wolna jak nigdy wcześniej. Czasami trzeba człowieka postawić przed ścianą. Dopiero w takim momencie jest zmuszony znaleźć w sobie siłę, by ją zburzyć i iść dalej.
Czy ubrania, które wchodzą w skład kolekcji By Polka, są kierowanie głównie do kobiet takich jak Ty? Bezkompromisowych wojowniczek?
Marka By Polka jest skierowana do każdej z nas. Dla kobiety, która kocha swoje życie oraz dla tej, która przeżywa gorszy czas i potrzebuje motywacyjnego kopa. Dla kobiety walczącej o marzenia oraz tej, która lubi luz i wygodę. Moje T-shirty (bo to od nich wszystko się zaczęło) projektowałam tak, aby każdy z nich miał swój przekaz. Ważny cytat, hasło czy afirmację. Poza aspektem estetycznym ogromną wagę przykładałam i wciąż przykładam do jakości materiałów oraz dokładności wykończeń. Denerwowało mnie to, że w sieciówkach coraz częściej można trafić na „jednorazówki”, a przecież koszulki z krótkim rękawem to podstawa garderoby. Powinniśmy móc nosić je cały rok, komponując w różnych stylizacjach, a nie wyrzucać po pierwszym praniu. Świadomy konsumpcjonizm – to jest temat, w którym powinniśmy się ciągle doszkalać.
Często używasz słów „my kobiety” – a my wiemy, że w Twoim życiu jest jedna mała, bardzo wyjątkowa kobietka. Jak radzisz sobie z reaktywowaniem biznesu i opieką nad córką?
Dzięki zmianie formy sprzedaży ze stacjonarnej na tą online, mam nieograniczoną swobodę dysponowania swoim czasem. Moja córeczka jest i będzie dla mnie najważniejsza, dlatego bardzo doceniam możliwości, jakie daje mi moja praca. Dzięki niej spędzamy razem dużo czasu, ale choroba nauczyła mnie także, że nie powinnam zapominać o sobie. Wyzbyłam się wreszcie towarzyszącego mi poczucia winy, gdy robię coś tylko dla siebie. Każdy z nas jest ważny. Każdy, czyli ja też.
Polka, powiedz nam na koniec, co powiedziałabyś sobie nastoletniej, gdybyś mogła cofnąć się teraz w czasie?
Hmm, zdecydowanie wybrałabym dla siebie inny kierunek studiów, (śmiech) ale przede wszystkim mocno bym ją przytuliła, by poczuła się bezpiecznie. Chciałabym, żeby uwierzyła w siebie i nie bała się żyć. Miałam trudne dzieciństwo, dużo w nim było smutku… Nie chciałabym do tego już wracać. Dziś wiem, czego chcę i staram się nie patrzeć przez ramię. Może to zabrzmi trywialnie, ale najważniejsze jest zdrowie. Serio. Wszystko inne to kwestia czasu, pracy, nauki, odwagi i może odrobiny szczęścia. 🙂
Dziękujemy za rozmowę!
A.: Angelika Wiciejowska